
Media obiegła niedawno informacja o przywróceniu do życia prehistorycznego wilka strasznego. Czy faktycznie można dziś skutecznie wskrzesić gatunek, który wyginął ponad 10 tysięcy lat temu? O tym, jak jest naprawdę, opowiada w najnowszej audycji „Dziki punkt widzenia” dr inż. Dan Wołkowycki z Politechniki Białostockiej.
Jak wyjaśnia dr inż. Wołkowycki, szczenięta nazwane Romulus, Remus i Khaleesi, które zostały zaprezentowane przez firmę Colossal Biosciences jako odtworzone wilki straszne, to jedynie efekt sprawnego marketingu.
– Młode wilki nie posiadają genów wymarłego gatunku. Zyskały tylko modyfikacje kilkunastu genów współczesnego wilka, które mają sprawić, że wyglądem przypominają swoich odległych kuzynów – mówi ekspert. – Z wymarłym przodkiem łączy je bardziej wygląd niż prawdziwe powinowactwo genetyczne.
Zabiegi odtwarzania wymarłych gatunków to jednak nie nowość. Podobne projekty prowadzono już sto lat temu. W latach dwudziestych XX wieku bracia Heinz i Lutz Heck podjęli próbę odtworzenia wymarłego w XVII wieku tura, a profesor Tadeusz Vetulani prowadził prace nad restytucją tarpana. Te eksperymenty dały początek bydłu Hecka i konikom polskim, które do dziś z powodzeniem wykorzystywane są w ochronie przyrody.
– Zwierzęta te pełnią rolę „żywych kosiarek”, które pomagają utrzymać półnaturalne, otwarte tereny, niezwykle cenne przyrodniczo – tłumaczy dr Wołkowycki.
Ekspert zwraca jednak uwagę na poważne pytania etyczne i ekologiczne związane z odtwarzaniem wymarłych zwierząt.
– Czy warto inwestować środki w przywracanie gatunków, które już dawno wymarły, zamiast skupić się na ochronie tych, które giną na naszych oczach? – pyta dr Wołkowycki. – Działania tego typu rodzą pytania o nasze intencje i skutki dla środowiska. Wszystko, co robimy, wywołuje trudne do przewidzenia efekty kaskadowe. Czasem to efekt motyla, a czasem słonia w składzie porcelany. (AJ)
Posłuchaj audycji „Wskrzeszanie wymarłych” z cyklu „Dziki punkt widzenia”.
Czytaj także: