
Przy ulicach, na nasypach kolejowych, przydrożach, a nawet wśród łanów zbóż – tam właśnie spotykamy chabry i maki. Zachwycają swoją urodą, ale niewielu z nas wie, że te rośliny są tu tylko gośćmi. O niezwykłych podróżach roślin opowiada w audycji „Dziki punkt widzenia” dr inż. Dan Wołkowycki.
Barwne maki, chabry i kąkole, które dziś są symbolem letniego krajobrazu, przybyły na nasze tereny kilka tysięcy lat temu wraz z pierwszymi rolnikami. – Te rośliny nazywamy archeofitami – mówi dr inż. Wołkowycki – ponieważ zostały zawleczone na nasze tereny przez człowieka w pradziejach lub we wczesnym średniowieczu. Ich podróż trwa już cztery, a może nawet pięć tysięcy lat.
Posłuchaj audycji „Wędrowcy” z cyklu „Dziki punkt widzenia”.
Odtwarzacz plików dźwiękowych
Chabry, co ciekawe, są jeszcze starsze – to prawdziwi reliktowi wędrowcy, którzy towarzyszyli nam, zanim jeszcze powstały pola uprawne. – Dzięki pradawnym rolnikom, którzy wypalali lasy i zakładali pierwsze pola, chabry znalazły swoje miejsce w naszym krajobrazie – wyjaśnia przyrodnik.
Wędrują jednak nie tylko rośliny związane z rolnictwem. Dr inż. Wołkowycki przypomina także o cykorii podróżnik, która rozprzestrzenia się wzdłuż naszych dróg i kolei. Ta roślina dotarła do nas z południa Europy i Azji Mniejszej, stając się powszechnym elementem krajobrazu miejskiego i wiejskiego.
Podróże roślin nie zawsze są jednak bezpieczne dla lokalnej przyrody. Gatunki, które celowo zapraszamy do naszych ogrodów, mogą stać się niebezpieczne dla rodzimych ekosystemów. Jako przykład dr Wołkowycki podaje barszcz Sosnowskiego czy północnoamerykańskie nawłocie. – Warto pamiętać, że to właśnie nasza działalność ułatwia tym gatunkom rozprzestrzenianie się na ogromne odległości – podkreśla biolog.
Rośliny wędrują nieustannie. Choć migracje są naturalnym procesem, nasza działalność może przyspieszyć te podróże lub doprowadzić do zaniku niektórych gatunków. – Napływ obcych gatunków jest nieunikniony, ale musimy bardzo ostrożnie otwierać im furtki naszych ogrodów – apeluje dr Wołkowycki. (AJ)
Czytaj także: