Jarosław Zdanowicz to białostoczanin, od 35 lat czynnie uprawia wspinaczkę wysokogórską. Pierwsze umiejętności zdobywał podczas krótkich wyjazdów na skałki Jury, kolejnym etapem było zaliczenie kursu skałkowego i taterniczego. Karta Taternika otworzyła mu drogę do wspinania się na ścianach polskich gór, które nie należą do łatwych. Wspinał się głównie zimą, pokonywał drogi na Kazalnicy, Mięguszu, Mnichu i Kotle, uczył się poruszania w trudnych i ekstremalnych warunkach.
Sama wyprawa Jarosława Zdanowicza na Manaslu trwała dwa miesiące, a zdobycie szczytu – 27 dni. Sukcesem było wejście bez tlenu i pomocy Szerpów.
– Manaslu to góra, na którą co roku przyjeżdża mnóstwo ludzi tych doświadczonych i tych, którzy zaczynają swoją himalajską przygodę. Ja tym razem postanowiłem wejść bez tlenu, Szerpy i samotnie bez partnera. Miałem 30 dni na zaaklimatyzowanie się i założenie czterech obozów. Z ostatniego miałem iść na atak szczytowy. Przez wszystkie dni walczyłem z trudnościami, jakie spotyka się na takich wysokościach: ogromnymi opadami śniegu, lawinami, pękającymi szczelinami. Wszystko utrudniało mi zdobycie szczytu. Osiem nocy spędziłem w obozach. Brak tlenu ograniczał moją sprawność, powodował szybkie zmęczenie, ból głowy, brak apetytu. Odmrożone palce szybciej reagowały na zimno, czas uciekał, ja słabłem, traciłem na wadze – opowiada Jarosław Zdanowicz.
(mt)