W ramach wprowadzania kolejnych obostrzeń mających przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się koronawirusa, rząd zamknął restauracje. Dopuścił jedynie sprzedaż na wynos lub na dowóz. Lokalni przedsiębiorcy oraz restauratorzy mówią wprost, że nie przetrwają drugiego lockdownu.
Właściciel jednej z restauracji w Supraślu Tomasz Skurski tłumaczy, że gotowanie na wynos pozwoli zarobić jedynie na kroplę w morzu potrzeb, a niektórzy w ogóle tego nie stosują. Dlatego przedstawiciele gastronomi oczekują od rządu konkretnego planu ratowania branży na najbliższe przynajmniej pół roku.
– Jeżeli nie możemy pracować, to żądamy pomocy finansowej, tj. zwolnienia z opłacania ZUS-u, dofinansowania do wypłat pracowników, pomocy przy negocjacjach z bankami w sprawie kredytów. Działamy tak, jak każde inne przedsiębiorstwo. To są trzy podstawowe obciążenia, które co miesiąc musimy ponosić. Pierwszą tarczą, z wiosny tego roku, jesteśmy zobowiązani do utrzymania naszych pracowników przez rok. Jeżeli obecna sytuacji zmusiłaby nas do zwolnienia pracowników, to będziemy jeszcze obciążeni zwrotem tej pomocy finansowej – dodawał Tomasz Skurski.
W Gastrosprzeciwie wezmą też udział przedstawiciele branż: hotelarskiej czy eventowej.
– Jedyne rozwiązanie jest chyba takie, aby wyjść na ulicę i pokazać ludziom, że mamy tego dość. Przy pierwszym lockdownie jakoś poradziliśmy sobie, natomiast przy drugim nie damy rady. Prosimy rząd o wsparcie, chociażby o umorzenie ZUS – u. W sobotę chcemy pospacerować, żeby głośno powiedzieć nasze postulaty i powiedzieć, że nie chcemy dłużej takiej sytuacji – mówi prezenter muzyczny Stefan Sochoń.
Spacer #Gastroprzeciw rozpocznie się w sobotę (31.10) w południe na Rynku Kościuszki. Uczestnicy przejdą przez centrum miasta. (ea/mc)