Targowisko Miejskie przy Kawaleryjskiej od lat jest największym miejscem targowym w województwie podlaskim. Tu można kupić w atrakcyjnych cenach odzież, artykuły gospodarstwa domowego, ogrodnicze, motoryzacyjne, wyroby jubilerskie i gastronomiczne. Bazar jest czynny od 6 do 16. – A tu i ceny są konkurencyjne i wybór niektórych towarów jest większy – zapraszają kupcy.
Opłaty na miejskim targowisku, ich zdaniem, są wysokie. Zapowiadają więc, że będą pisać do prezydenta miasta w sprawie obniżenia stawek czynszowych. – Najpierw pandemia, a teraz zamknięcie granicy, jest coraz gorzej. U nas to przeważnie klienci z Białorusi, miejscowi przyjeżdżają raczej w weekendy – mówi kobieta handlująca na Kawaleryjskiej od 14 lat. – Jeśli prezydent nie obniży nam czynszu, będziemy likwidować nasze stragany.
– Albo protestować. Od ubiegłego piątku nic nie sprzedałem – dodaje młody mężczyzna, który jest już drugim pokoleniem handlującym przy Kawaleryjskiej.
Wszyscy kupcy są zgodni: Teraz jest tragicznie. Trzeba płakać i płacić. – W ogóle nie ma ruchu w tygodniu, sporadycznie ktoś podchodzi. Stoję tu, bo trzeba za coś żyć, muszę tu pracować, z tego się utrzymuję, mam 60 lat, nie mogę się przebranżowić, na to trzeba mieć kapitał – stwierdza starszy mężczyzna.
W piątek (17.02) znaleźliśmy stoisko, gdzie kilka osób przeglądało towar. To Białorusini, którzy mieszkają już tutaj, albo ci którzy przekraczają granicę przez Litwę. Ale ich śladowa obecność nie zrekompensuje strat kupców.
Drogowe przejście na granicy polsko-białoruskiej w Bobrownikach zamknięto 10 lutego. – Jest źle, polityka polityką, ale też trzeba patrzeć na ludzi, przedsiębiorców, którzy chcą zarabiać – podkreśla sprzedająca młoda kobieta.
Spotkani przy Kawaleryjskiej pojedynczy kupujący przyznają, że mają wrażenie, że bazar po prostu umiera. – Jesteśmy tu z sentymentu, jeśli znajdziemy to czego szukamy, to kupujemy. (at)
Z kupcami na bazarze przy Kawaleryjskiej rozmawiała Aneta Topczewska: