Chłopak jeszcze przed agresją rosyjską trenował w swoim rodzinnym mieście – Chmielnickim, w centralnej części Ukrainy. W wyniku działań wojennych młody adept piłki nożnej wraz ze swoją mamą zdecydowali się uciec do Polski.
– Sasza zjawił się z mamą w Białymstoku. Wiemy, że w swoim rodzinnym mieście trenował piłkę nożną. Chce sprawdzić się u nas, my zaś chcemy stworzyć mu warunki, aby mógł zapomnieć o tym, co dzieje się w Ukrainie i aby po prostu dobrze czuł się z nami. Na pewno ja jako trener oraz wszyscy ludzie w klubie zrobią wszystko, aby mógł na nas liczyć. W najbliższych dniach będziemy się poznawać, obserwować. Spróbujemy znaleźć nić porozumienia. Najważniejsze, aby Aleks przynajmniej przez półtorej godziny mógł porzucić złe wspomnienia i czerpał radość z grania w piłkę – mówi Marek Wasiluk, trener rocznika 2007 Akademii Piłkarskiej Jagiellonii.
Aleks przyjechał do Polski jedynie z małym plecakiem. Wszystko musiał zostawić w domu.
– Muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony reakcją moich zawodników. Jeden z nich, Borys Tupalski, od razu zaproponował pomoc Aleksandrowi i dał mu swoje buty. Pozostali chłopcy zorganizowali sprzęt. Taka postawa moich zawodników jest dla mnie cenniejsza od ich gry i wyników na boisku, ponieważ chłopaki zdają egzamin z człowieczeństwa. Dzięki takim gestom Aleksander będzie czuł się jeszcze pewniej i pomimo dzielącej nas bariery językowej powinien szybciej zaadoptować się w naszym zespole – dodaje trener Wasiluk.
Marek Wasiluk zapewnia, że jeżeli pojawi się więcej chłopców z ogarniętej wojną Ukrainy to Akademia Jagiellonii postara się stworzyć im dogodne warunki do trenowania. (mt)