
Piłkarze białostockiej Jagiellonii przegrali wyjazdowy mecz z Rakowem Częstochowa. Jedyną bramkę dla żółto-czerwonych zdobył Bartosz Bida. Samobójcze trafienie zanotował zaś Jakub Wójcicki. Białostoczanie decydującą bramkę stracili w ostatniej akcji spotkania.
– Największe pretensje na pewno mamy do siebie za drugą połowę, za to że zbyt łatwo oddaliśmy prowadzenie i nie potrafiliśmy dłużej utrzymać się przy piłce – powiedział Ireneusz Mamrot, trener Jagiellonii Białystok.
Jagiellonia jechała do Bełchatowa na mecz z konkretnym celem. Podopieczni Ireneusza Mamrota chcieli umocnić pozycję w górnej ósemce i powiększyć przewagę nad beniaminkiem. Tak się jednak nie stało. W wyjściowej jedenastce zabrakło Patryka Klimali. Zawodnik, który w tym sezonie zdobył siedem goli, pauzował z powodu zapalenia w ścięgnie Achillesa.
– Pierwsza połowa nie była efektowna w naszym wykonaniu, ale przede wszystkim byliśmy odpowiedzialni pod względem taktycznym. Nie stworzyliśmy wielu dogodnych okazji, a mimo to strzeliliśmy gola na 1:0. Najwięcej pretensji do mojego zespołu mam o 25 minut przed stratą bramki wyrównującej. Daliśmy zepchnąć się do defensywy i w efekcie Raków stworzył około dwóch bardzo dobrych sytuacji. Później gospodarze wyrównali, a potem sprokurowaliśmy po swoich błędach dwie okazje dla rywala w momencie, gdy mieliśmy piłkę przy nodze. Pierwszą sytuację wybronił Grzesiek Sandomierski, przy drugiej nie udało się. Kluczowe były też momenty, w których my mogliśmy strzelić gola na 2:1. Najpierw Taras po przechwycie zagrywał do Mudriego, który za długo zwlekał, a w drugiej Jesus uderzył w słupek. W efekcie straciliśmy dzisiaj trzy punkty – komentuje trener Jagi.
Przegrana w Bełchatowie jest trzecią z rzędu porażką Jagiellonii w meczu wyjazdowym. Do końca roku białostoczanie rozegrają jeszcze trzy mecze. (źródło: jagiellonia.pl/mc)