Na strychu jednej z kamienic w Dębicy w 1997 roku znaleziono ponad tysiąc szklanych negatywów. Na większości widniały ekspresyjne portrety anonimowych osób, które mieszkały w okolicy w dwudziestoleciu międzywojennym. Początkowo niewiele dało się powiedzieć o autorce tych fotografii, choć jej inicjały i nazwisko pojawiały się na kliszach. Gdy jednak rozpoczęto poszukiwania, z cienia wyłoniła się postać niezwykła: samodzielna, konsekwentna, obdarzona talentem kobieta – Stefania Gurdowa.
– Klisze przechowuje się to tekst, który znajdował się na fotografiach w okresie międzywojennym. Miał sugerować odbiorcom, że rzemieślnik jest rzetelny i przechowuje klisze, negatywy, do których będzie można wrócić – mówi Arkadiusz Puchalski z Galerii im. Sleńdzińskich.
Fotografia międzywojenna to było rzemiosło, które dziś można nazwać rzemiosłem artystycznym.
– Nie jesteśmy w stanie powtórzyć wizerunku tych ludzi, ukształtowania, ani światła czy techniki fotografowania, która dawno poszła w zapomnienie – uważa Bogusław Florian Skok, białostocki fotograf. – Te portery są typowo rzemieślniczymi portretami. Bardzo dobrze, że zachowały się, bo ja cały czas mówię, że jest to kopalnia wiedzy dla stylistów: jak się ludzie ubierali kiedyś, mody fryzjerskiej, trendów jakie były. Poza tym możemy dostrzeć tutaj wielokulturowość.
Wystawę „Klisze przechowuje się. Stefania Gurdowa” można oglądać w Galerii im. Sleńdzińskich do 5 listopada.
Na wernisażu wystawy był Jerzy Doroszkiewicz: