„Lodziarza” można od pierwszego wejrzenia albo pokochać, albo znienawidzić. Wszystko zależy od tego, czy ten kultowy horror komediowy z 1995 r. weźmie się na serio, czy jednak uwierzy twórcom przekonującym, że „Lodziarz” miał być pastiszem kina grozy. Tej wersji zresztą, dla własnego komfortu najlepiej się trzymać. Obsada robi wrażenie, ale aktorstwo jest grubo poniżej pewnych standardów, podobnie zresztą jak realizacja. Mimo to, z jakiegoś dziwnego powodu „Lodziarz” wciąga od pierwszej sceny, balansującej na granicy tandety i umowności rekonstrukcji z programu typu true crime z lat 90.
Film zaczyna się od czarno-białej, stylizowanej na kino lat 30. sceny. Mały Gregory jest świadkiem, jak jego ukochany lodziarz zostaje zamordowany przez grupę gangsterów, którzy podjeżdżają pod jego ice trucka i w biały dzień przeszywają gradem kul. Straumatyzowany Gregory trafia do szpitala psychiatrycznego i już jako dorosły mężczyzna idzie w ślady swego idola z dzieciństwa. Jako lodziarz nie cieszy się jednak specjalną sympatią okolicznych dzieci, mieszkających na idyllicznym osiedlu. Może to przez szaleńczy grymas na twarzy? A może chodzi o to, że Gregory własnoręcznie produkowane lody zaprawia kawałkami ciał zwierząt i ludzi? Nie wiadomo. W każdym razie, tajemnicze zaginięcia dziwnie zbiegają się w czasie z dźwiękami melodyjki obwieszczającej pojawienie się samochodu lodziarza.
Film w kilku scenach ociera się o inteligentną satyrę na amerykańską klasę średnią, ale generalnie jest słabo. Natomiast dialogi bywają tak czerstwe, że tylko Clint Howard, brat Rona ratuje jakoś cały film przed katastrofą.. Z charyzmą i brawurą gra swoją pierwszą od lat główną rolę. Na ekranie towarzyszą mu prawdziwe legendy kina klasy B, które czasami pojawiają się jedynie na kilka minut. Olivia Hussey (“Czarne Święta”) gra ekscentryczną pielęgniarkę, David Warner (“Gabinet figur woskowych”, “W paszczy szaleństwa”) wciela się w pastora, Jan-Michael Vincent (gwiazda serialu “Airwolf”) jest niezbyt rozgarniętym detektywem, a Sandahl Bergman (“Conan Barbarzyńca”, “Czerwona Sonja”) jedną z uprzywilejowanych matek.
Seanse w cyklu „Najlepsze z Najgorszych” to pokazy różnorodnego kina klasy B, od starych, amerykańskich filmów s-f z kosmitami i latającymi spodkami wiszącymi na sznurkach, przez przebojowe kino akcji lat 80. z nieskazitelnymi bohaterami w ortalionowych dresach, po horrory z gumowymi potworami.
Niskie budżety, absurdalne dialogi, kiepskie aktorstwo, nielogiczna fabuła a także zaangażowanie i pasja autorów to tylko niektóre cechy wspólne najgorszych filmów w historii kinematografii światowej, które prezentowane są na przeglądzie. Filmy Najlepsze z Najgorszych rozbudzają wśród widzów miłość do kina klasy B od 2015 roku. Dotychczas odbyło się ponad 200 seansów i wydarzeń w ramach przeglądu.
Prelekcję przed filmem wygłosi znany z anteny Akadery – Piotr Doliński. (mt)